Jeszcze tego samego wieczora zadzwoniłam do Wiktorii, by pochwalić jej się wiadomością od Johna. Tak samo jak mój brat, nie uwierzyła mi na słowo. Zrobiłam jej print-screen wiadomości i wysłałam na maila. Kilkanaście minut później dostałam sms-a od przyjaciółki o treści "O kuźwa, Ty szczęściaro :O".
Dalszą część wieczoru spędziłam na słuchaniu muzyki i gapieniu się na wiszący na drzwiach szafy strój Olgi i stojący obok kij. Wyobraziłam sobie przez moment, że na plecach bluzy widnieje nazwisko Ostrowska. W końcu przyznałam się przed samą sobą, że chcę grać w kadrze. Stefan miał rację, muszę jedynie dobrze rozplanować każdy dzień, a znajdę czas na wszystko. Pozostało mi jeszcze zastanowić się, jak przekonać trenera i sztab szkoleniowy, że nadaję się, by grać w sekcji męskiej. Poproszę Stefana, by wstawił się za mną, może jemu uda się "załatwić" mi miejsce w Tyskim GKSie. Sama nie wiem, co mnie ciągnie do gry z mężczyznami. Ktoś powiedziałby, że możliwość flirtowania, ale ja wiem, że nie o to chodzi. Może to przez to, że od początku mojej przygody z hokejem grałam z bratem, a później i z jego kolegami?
Moje przemyślenia przerwał nagł impuls, przepływający przed mój mózg. Wyszłam z pokoju i ruszyłam do salonu. Znalazłam tam Stefana rozwalonego przed telewizorem, z butelką piwa w ręce.
- Gdzie rodzice? - zapytałam siadając na fotelu.
- Sąsiedzi zadzwonili, żeby wpadli i poszli. - odpowiedział mi obojętnie.
- Jeszcze przed chwilą tu byli. - zauważyłam inteligentnie. Stefan wzruszył ramionami i kontynuował oglądanie jakiegoś programu, robiąc co chwilę małe łyczki piwa. Westchnęłam głęboko i splatając palce dłoni na oparciu fotela wlepiłam wzrok w brata.
- Chyba się zdecydowałam. - powiedziałam cicho. Początkowo, jakby mnie nie usłyszał, ale kiedy powtórzyłam, skupił na mnie całą swoją uwagę.
- W końcu jakieś mądre słowa padły z twoich ust, siostrzyczko. - odparł z szerokim uśmiechem. Zmarszczyłam nos i pokręciłam głową z politowaniem.
- Musisz mi załatwić sekcję męską.
- Coo?!
Podeszłam szybko do niego i poklepałam po plecach, gdy zakrztusił się piwem. Gdy uspokoił atak kaszlu, przetarł załzawione oczy i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Oj, dla ciebie to nic przecież...
- Nic? - żachnął się. - Dziewczyna w męskiej sekcji?
- A Shannon Szabados?! - po raz kolejny szukałam ratunku u hokeistki.
- Ale my nie jesteśmy w Stanach, a ja nie gram w NHL. - otarł usta. - Co z Atomówkami jest nie tak? Szukają kogoś na pozycję napastnika, poza tym Olga by cię we wszystko wprowadziła.
- Atomówki są ok, a ja nie muszę być w nic wprowadzana. - oburzyłam się. - Wchodzę na lód i gram, tyle w temacie. Nie wiem dlaczego czuję się lepiej z wami.
Wróciłam na fotel. Siedziałam z założonymi rękami, czekając na odpowiedź Stefana. Wiedziałam, że jak się uprę, to wybłagam u niego rozmowę z trenerem.
- Chyba wymyśliłem rozsądny kompromis. - odezwał się w końcu. Uniosłam brwi, robiąc zaciekawioną minę. - Spróbujesz swoich sił w Atomówkach. Jeśli ci się nie będzie podobało, stanę na głowie, by przyjęli cię do nas. - wyciągnął w moją stronę dłoń. - Umowa?
Chwilę się zastanawiałam, jednak w końcu przystałam na jego propozycję.
- Umowa. - uścisnęłam jego dłoń. - Ale pamiętaj, że trzymam cię za słowo.
- Sara, czy ja cię kiedykolwiek zawiodłem?
- Nie. - odparłam z uśmiechem i wróciłam do siebie.
Chłopcy zaczynali się coraz bardziej niecierpliwić. Ja z resztą też. Byliśmy już przebrani i czekaliśmy w szatni na trenera i rozpoczęcie rozgrzewki, a później sparingu. Jednak ani Sejby, ani drużyny Comarch Cracovii nie było ani śladu. Bardziej, niż nieobecność trenera zastanawiała nas pusta szatnia Pasów.
Sokół był zadowolony, że potowarzyszę drużynie GKSu na lodzie podczas rozgrzewki. Jeszcze bardziej uradowała go wiadomość, że niebawem rozpoczynam treningi.
- Naprawdę?!
Cała drużyna obróciła się w naszą stronę. Uśmiechnęłam się do nich lekko i obróciłam w rękach kij.
- Tak, naprawdę. - rzuciłam, gdy pozostali wrócili do przerwanych rozmów.
- Bardzo mądra decyzja. - objął mnie ramieniem. - Gdybyś zmarnowała swój talent, popełniłabyś chyba największy błąd.
- Wiem o tym. Ja od początku chciałam grać zawodowo, ale bałam się o szkołę i praktyki. - przyznałam.
- Że nie pogodzisz wszystkiego?
- Dokładnie.
Przytulił mnie mocniej do siebie.
- Kto da radę, jak nie ty?
Wyszczerzyłam się. Drzwi szatni otworzyły się i stanął w nich podenerwowany trener. Ciężko łapał powietrze, pewnie biegł.
- Sparingu nie będzie. - wydusił w końcu. Nikt nic nie powiedział, patrzyliśmy jedynie po sobie.
- Co się stało? - zapytałam w końcu.
- Trener Cracovii miał wypadek, właśnie jest w szpitalu. - popatrzył po zawodnikach. - Wypadek losowy, nic na to nie poradzimy. Ale trening i tak zaliczymy, skoro jesteście już przebrani. - poprawił w dłoniach tabliczkę z rysunkiem lodowiska. - Na lód.
Po krótkiej rozgrzewce, zaczęliśmy grać prowizoryczny mecz. Podczas walki o krążek, skrzyżowałam kije z moim przyjacielem, Kubą. Udało mu się wygrać, jednak później odbiłam to sobie, robiąc udaną zmyłkę, przez co pokonałam Stefana i zdobyłam gola. Czułam się wspaniale, śmigając po lodowej tafli. Zupełnie tak, jakbym reprezentowała jakąś bardzo dobrą drużynę NHL w prestiżowym turnieju, na przykład Pucharze Stanleya. Raz zauważyłam, jak Sejba kiwa z uznaniem głową, obserwując moje popisy. Starałam się ze wszystkich sił, by później było mi łatwiej wybłagać u niego wstęp do sekcji męskiej. Mimo umowy se Stefanem wiedziałam, że nie odnajdę się w Atomówkach...
Szliśmy korytarzem ze Stefanem i Kubą, gdy nagle mój brat szturchnął mnie w ramię.
- Patrz, idzie Pavel Zelenka.* - szepnął mi na ucho, wskazując wysokiego szatyna w średnim wieku.
- No i? - wzruszyłam ramionami.
- To jest trener Atomówek. - powiedział Kuba. - Leć do niego!
- Zwariowałeś? - oburzyłam się. - Podejdę do niego ot, tak i powiem, że chcę dołączyć do drużyny?
- Co w tym złego? - zapytał z dezorientacją, patrząc na mojego brata.
Zastanowiłam się chwilę. Pomysł mojego brata i Kuby wydawał mi się idiotyczny. No bo co pomyśli sobie facet, trener, gdy podbiegnie do niego dziewczyna i oświadczy, że dobrze radzi sobie na lodzie i chce dołączyć do drużyny, którą prowadzi?
- Leć do niego i nie marudź. - warknął Stefan.
- Ale...
- Żadnych ale. - przerwał mi i pchnął w kierunku mężczyzny. Zelenka obrócił się, gdy usłyszał to małe zamieszanie. Chrząknęłam i na miękkich nogach podeszłam do niego. Z bliska, jego twarz wydała mi się groźna. Przełknęłam ciężko ślinę.
- Dzień dobry. - wydukałam. - Pan jest trenerem Atomówek, zgadza się?
- Owszem, Pavel Zelenka. - wyciągnął dłoń.
- Sara Ostrowska... Widzi pan, obiło mi się o uszy, że poszukuje pan napastnika... - poczułam, jak zalewa mnie zimny pot. - Jestem zainteresowana.
Przyjrzał mi się dokładnie. Sparaliżował mnie strach. Od razu pożałowałam, że posłuchałam Stefana i Kuby.
- Od jakiego czasu i pod czyim okiem trenowałaś?
Cholera...
- Znaczy, ja... Ech, pod niczyim, jestem samoukiem, jedynie mój brat, Stefan Zigardy wprowadzał mnie w technikę gry. Teraz, gram z drużyną na treningach...
- Rozumiem, że z profesjonalnymi treningami nie miałaś żadnej styczności?
- Nie, ale pan Jiri Sejba mnie chwali. - wymamrotałam.
Mruknął coś pod nosem. Miałam ochotę obrócić się na pięcie i wybiec ze stadionu, ale Steff by mnie zamordował. Czekałam niecierpliwie na jakąkolwiek odpowiedź Zelenki.
- No dobrze, przyjdź na trening w poniedziałek o siedemnastej. - rzucił beznamiętnym tonem, po czym pożegnał się oschle i odszedł. Stałam teraz sama na środku korytarza jak słup soli z pustką w głowie. Nie wiedziałam co myśleć, nie spodobał mi się sposób, w jaki potraktował mnie trener. No cóż, początki zawsze są ciężkie, lub bardzo ciężkie. Obróciłam się i zobaczyłam, że Stefan i Kuba czają się na końcu korytarza. Podeszłam do nich i opowiedziałam przebieg rozmowy z trenerem. Wsiedliśmy później do samochodu i pojechaliśmy na pizzę.
__________________________________
* Postać fikcyjna, wymyślona na potrzeby opowiadania. Trenerem Atomówek jest naprawdę Dariusz Garbocz.
"Sparować trzeba zawsze z lepszymi od siebie"
niedziela, 3 sierpnia 2014
czwartek, 10 lipca 2014
Rozdział 2
Następnego dnia po południu, byłam już w domu.
Leżałam na łóżku z laptopem na brzuchu i surfowałam w sieci. Ze
słuchawek płynęła muzyka. Cieszyłam się tą chwilą lenistwa, bo
wiedziałam, że nie potrwa ona długo. Pewnie mama poprosi o pomoc w
sprzątaniu, lub tata wymyśli mi jakieś pożyteczne zajęcie. Przymknęłam
oczy i z westchnieniem, przeciągnęłam się, niemal zrzucając laptopa na
podłogę. Gdy podniosłam powieki, zauważyłam, że przy drzwiach stoi
Stefan. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu chwilę.
- Będziesz tak stał bez słowa? - zapytałam w końcu.
- Ściągnij kopyta, to usiądę. - odparł, wskazując brodą moje nogi, które leżały na łóżku. Przewróciłam oczami i zmieniłam pozycję na siedzącą. Brat zanim usiadł, zamknął mojego laptopa i odstawił go na bok.
- Rozmawiałem z rodzicami na temat sprzętu dla ciebie.
- Boże, Stefan, odpuść. - popatrzyłam z politowaniem na niego. - Ile osób jeszcze będziesz męczył? Mówiłam to kilkakrotnie, specjalnie dla ciebie powtórzę po raz któryś z kolei. Słuchaj uważnie, bo więcej tego nie powiem. Porozmawiamy na temat treningów jak skończę szkołę i zdam egzaminy.
Steff wyciągnął rękę i postukał mnie po czole palcem wskazującym. Trzepnęłam go w dłoń. Fakt, kocham grać, kocham hokej, a na lodowisku czuję się jak ryba w wodzie. Mimo to, od pewnego czasu odnoszę wrażenie, jakby mój brat chciał swoje ambicje przelać na siłę na mnie. Dziwne... Z reguły, dzieci realizują niespełnione marzenia swoich rodziców, a Stefan nie jest moim ojcem, tylko bratem. Poza tym, on ma osiągnięcia w hokeju.
- Będziesz żałować. - powiedział poważnym tonem.
- Najwyżej. - odparowałam bez zastanowienia. - Martw się swoją karierą, swoimi treningami i swoją formą. Puścisz jeszcze kilka takich goli jak wczoraj i Sejba cię wywali.
Zgromił mnie spojrzeniem, na co ja wzruszyłam ramionami. Naprawdę, mój brat potrafi być męczący. Nie wiem, czy nie dociera do niego za pierwszym razem z jakichś powodów psychicznych, czy specjalnie robi mi na złość. Obstawiam obie opcje. Boże, ten człowiek jest moim bratem...
- Doceniam to, że chcesz mi pomóc. - burknęłam widząc smutną minę Stefana.
- To dlaczego tak agresywnie reagujesz, jak tylko wspominam o treningach?
- Bo nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu.
- Świnia...
- I ja ciebie też. - wzięłam laptopa i położyłam go sobie na kolanach. - Jeżeli to wszystko, to idź sobie już, chcę w spokoju korzystać z wolnego czasu.
Pogłaskał mnie po przedramieniu i ruszył ku drzwiom. Gdy je otworzył, usłyszałam mamę, jak woła mnie do pomocy. Stefan na odchodne pokazał mi język. Rzuciłam w niego poduszką, na co w progu zjawiła się mama.
- Stare konie, a zachowują się jak dzieci... - pokręciła głową. - Sara...
- Sratatata. - wszedł jej w słowo Steff. Zawsze tak mówił, gdy chciał mnie zdenerwować. Rzuciłam kolejną poduszką. Tym razem, oberwał prosto w twarz.
- Chcesz wycierać naczynia? - zapytała go mama ostrym tonem. Bąknął coś, że się śpieszy i wręcz wybiegł z mojego pokoju. - W takim razie ty mi pomożesz. Za minutkę widzę cię w kuchni.
I wyszła. Miałam ochotę ukręcić łeb bratu, że przerwał mi moją chwilę relaksu. Zamknęłam wszystkie otwarte strony i wyłączyłam laptopa. Wchodząc do kuchni, zauważyłam stertę mokrych naczyń, które zgodnie z umową miałam wytrzeć.
- Ale aż tyle?
Mama wybuchnęła śmiechem.
- Chciałam się zbuntować, by mężczyźni zrobili to za nas, ale jak widać nie wzięli sobie tego do serca, a ja nie mogłam już patrzeć na ten bałagan w zlewie.
Nadęłam policzki, wypuszczając powietrze ze świstem.
- Nie traćmy czasu. - powiedziałam, biorąc do rąk ściereczkę. Pracowałyśmy w milczeniu, przez jakiś czas. Przez otwarte okno dochodziły głosy taty i Stefana, którzy byli w trakcie majsterkowania przy samochodzie.
- To niesprawiedliwe, że oni tam się bawią, a my musimy zasuwać z naczyniami. - oburzyłam się.
- Tak to już z nimi jest... Są jak dzieci, tylko wyrośnięte. Do zabawi pierwsi, ale gdy trzeba zrobić coś w domu, momentalnie znikają. Z resztą... Wyjdziesz kiedyś za mąż, to zrozumiesz.
Skrzywiłam się.
- To ja chyba nie chcę tego zrozumieć.
- Teraz tak mówisz, ale gdy spotkasz tego swojego mężczyznę, to zobaczysz, że nawet te obowiązki domowe będą wyglądały inaczej.
- Powiedz jeszcze, że będą mi sprawiały przyjemność. - uniosłam brwi i zlustrowałam mamę z góry na dół. Ona, uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Wrócimy do tej rozmowy po twoim ślubie.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Między nami ponownie zaległa cisza. Chciałam jak najszybciej uwinąć się z naczyniami, by mieć jeszcze chwilę wolną.
- Stefan coś brzęczał o kupnie sprzętu dla ciebie. - odezwała się mama.
- Nie mogę mu przetłumaczyć, że hokejem będę zajmowała się dopiero, jak skończę szkołę i zdam egzaminy.
- Cieszę się, że tak dojrzale do tego podchodzisz. - pocałowała mnie w czubek głowy. - Nie myśl, że namawiam cię tak jak Stefan i reszta kadry, ale gdybyś tylko chciała, byłabyś w stanie wszystko ze sobą pogodzić. Twój brat by chyba pękł z dumy, gdyby jego siostrzyczka rozpoczęła karierę w Atomówkach.
Pokiwałam głową na boki. Oczywiście, że Steff byłby dumny. Miałby opinię nie tylko świetnego bramkarza, ale i łowcy talentów.
- Dobrze. - burknęłam, odkładając ostatni talerz na blat. - Niech wam będzie, przemyślę to jeszcze raz. Tylko uprzedzam, - podniosłam rękę z wyprostowanym wskazującym palcem. - że hokej pochłonie mnie do reszty i nie wiem, jak wypadną mi egzaminy.
- No, no bez takich. Poradzisz sobie ze wszystkim.
- Fajnie, że tyle osób we mnie wierzy. - przyznałam.
- To już powinien być dla ciebie wystarczający powód, by rozpocząć treningi. Nawet trener Sejba mówił Stefanowi, że chętnie zobaczyłby cię na swoich treningach. Przemyśl to.
Poukładałyśmy naczynia do szafek. Gdy wróciłam do pokoju, wzięłam do ręki telefon. Gdy podświetliłam ekran, ukazały się dwa powiadomienia. Pierwszy, brzmiał "Trzy nieodebrane połączenia od: Łukasz" a drugi "1 wiadomość tekstowa od: Łukasz". Otworzyłam sms-a i przeczytałam jego treść "Sara, czemu Ty nie odbierasz? Trzy razy próbowałem się do Ciebie dodzwonić. Co ze strojem? Rozmawiałaś z Olgą?". Pokręciłam głową i oddzwoniłam do kumpla. Odebrał szybko, po dwóch sygnałach.
- Naucz się nosić telefon przy sobie. - usłyszałam, zamiast zwykłego "cześć".
- Nie zrzędź. Jeszcze nie rozmawiałam z nią, ale może dziś ją nawiedzę. Musisz mi tylko powiedzieć kiedy dokładnie macie ten sparing.
- Za cztery dni, w sobotę.
- Dobra. Zobaczę, co da się zrobić i odezwę się.
- W takim razie czekam.
- Do usłyszenia.
Rozłączyłam się i napisałam sms-a do Olgi. Kiedy odpisała, że jest u siebie, zabrałam potrzebne rzeczy i wyszłam z domu.
- Cześć Sara, wchodź. - przywitała mnie całusem w policzek i wpuściła do mieszkania. Usiadłam na jednym z barowych krzeseł, które stały przy murku, oddzielającym kuchnię od salonu.
- Powiedz mi, planujesz na sobotę jakiś trening, albo mecz?
- Szykuje się jakaś impreza? - zapytała z rozbawieniem.
- Muszę cię rozczarować. Nie ma imprezy. Chciałam cię prosić, byś pożyczyła mi swój strój i kij.
Obróciła się w moją stronę, trzymając w rękach puszkę z kakao. Zrobiłam maślane oczy. Zarzuciła na plecy swoje rude włosy i jakby nigdy nic, wróciła do przygotowywania napoju.
- W moim pokoju jest szafa. Idź do niej i weź co potrzebujesz. Pod łóżkiem jest torba, spakuj do niej strój. - postawiła na gaz garnuszek z mlekiem. - Zadajesz głupie pytania. Przecież dobrze wiesz, że jak tylko go nie potrzebuję, możesz go pożyczyć.
- Dziękuję. Sokół mi nie chce dać spokoju. - pożaliłam się.
- Gracie w sobotę?
- Chłopcy mają sparing z Cracovią, pogram trochę w ramach rozgrzewki.
Pokiwała głową i gestem ręki zaprosiła mnie do salonu. Po chwili przyszła za mną, z dwoma kubkami kakao.
- Wpadnij kiedyś do nas na trening, chciałabym w końcu zobaczyć jak grasz. Dobrze by było, jakby do Atomówek dołączył ktoś świeży. Tym bardziej, że z tego co wiem interesuje cię pozycja napastnika, a jedna z nas, grająca na tej pozycji najprawdopodobniej nie przedłuży kontraktu z nami.
- Byłoby fajnie, jakbym mogła być taką Shannon Szabados, tyle, że nie na bramce. - rozmarzyłam się.
- Chciałabyś grać z facetami? - zdziwiła się.
- A co? Shannon mogła grać z Edmonton Oilers, to ja miałabym nie dać rady w GKS?
- Ja nic takiego nie powiedziałam. - odparła z uśmiechem i stuknęła swoim kubkiem w mój. Zajęłyśmy się piciem kakao i plotkowaniem na przeróżne tematy, jak na dwie kobiety przystało. Dobrze mi się z nią rozmawiało, mimo dzielącej nas różnicy wieku. Olga ma 25 lat, jest o rok młodsza od swojego chłopaka, Marcina Kolusza, który jest napastnikiem w drużynie Tyskiej. Można jej o wszystkim powiedzieć, zawsze służy radą.
- Chyba będę musiała ustalić cennik... - powiedziała tajemniczo. - Tak się składa, że końcówki moich włosów wołają o pomstę do nieba...
Wyszczerzyłam się.
- Umówimy się i doprowadzimy je do porządku.
Zrobiłam wstępne oględziny włosów Olgi. Później, jeszcze poplotkowałyśmy chwilę i wróciłam do siebie.
Pierwsze, co zrobiłam po przyjściu do domu, to włączenie laptopa. Szybko zalogowałam się na Twittera, bo w drodze powrotnej przypomniałam sobie, że dwa dni temu napisałam do Johna Dolmayana, perkusisty System Of A Down kilka słów. Gdy portal dopuścił mnie do konta, pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to moje zdjęcie profilowe, które kadrowy fotograf zrobił mi, gdy atakowałam bramkę. Szybko odnalazłam w osobach obserwowanych Johna. Poczułam uderzające gorąco i mocno tłukące w piersi serce. Nawet przez moment przestałam oddychać. Czułam się tak, jakbym dostała w momencie czterdziestostopniowej gorączki. A to wszystko dlatego, że na jego profilu były zamieszczone tweety oznajmiające, że dwie godziny temu przeglądał swój profil. Przewijałam stronę, ale nie znalazłam odpowiedzi na mój post. Westchnęłam smutno. No trudno - pomyślałam i jeszcze raz, niedbale przewinęłam stronę kółkiem w myszce. Wtedy, moją uwagę przykuł post, przed którym znajdował się mój login. Zdusiłam w sobie pisk i przeczytałam wiadomość. "Dziękuję za tyle ciepłych słów, Saro. Oczywiście przekazałem chłopakom Twoje pozdrowienia. Daron pozdrawia Cię szczególnie mocno, bo sam jest fanem hokeja, a Ty nawet grasz! :) Do zobaczenia na koncertach, lub meczach NHL. Wszystkiego dobrego. :) John". Z wrzaskiem wybiegłam z mojego pokoju i wskoczyłam w ramiona brata.
- Stefan! Odpisał mi! John mi odpisał! - piszczałam jak opętana i machałam w powietrzu nogami.
- No nie mów. - burknął, trzymając mnie mocno.
- Chodź zobacz, niedowiarku! - zeskoczyłam na ziemię i pociągnęłam go za rękę do mojego pokoju. Kiwnął z uznaniem głową, a ja zrobiłam minę w stylu internetowego mema "like a boss". Wybiegłam do salonu, by rodzice również dowiedzieli się o tej radosnej nowinie. Mama, by uczcić tą ważną dla mnie wiadomość, przygotowała dla wszystkich pyszne desery, które jedliśmy wspólnie, oglądając telewizję.
- Będziesz tak stał bez słowa? - zapytałam w końcu.
- Ściągnij kopyta, to usiądę. - odparł, wskazując brodą moje nogi, które leżały na łóżku. Przewróciłam oczami i zmieniłam pozycję na siedzącą. Brat zanim usiadł, zamknął mojego laptopa i odstawił go na bok.
- Rozmawiałem z rodzicami na temat sprzętu dla ciebie.
- Boże, Stefan, odpuść. - popatrzyłam z politowaniem na niego. - Ile osób jeszcze będziesz męczył? Mówiłam to kilkakrotnie, specjalnie dla ciebie powtórzę po raz któryś z kolei. Słuchaj uważnie, bo więcej tego nie powiem. Porozmawiamy na temat treningów jak skończę szkołę i zdam egzaminy.
Steff wyciągnął rękę i postukał mnie po czole palcem wskazującym. Trzepnęłam go w dłoń. Fakt, kocham grać, kocham hokej, a na lodowisku czuję się jak ryba w wodzie. Mimo to, od pewnego czasu odnoszę wrażenie, jakby mój brat chciał swoje ambicje przelać na siłę na mnie. Dziwne... Z reguły, dzieci realizują niespełnione marzenia swoich rodziców, a Stefan nie jest moim ojcem, tylko bratem. Poza tym, on ma osiągnięcia w hokeju.
- Będziesz żałować. - powiedział poważnym tonem.
- Najwyżej. - odparowałam bez zastanowienia. - Martw się swoją karierą, swoimi treningami i swoją formą. Puścisz jeszcze kilka takich goli jak wczoraj i Sejba cię wywali.
Zgromił mnie spojrzeniem, na co ja wzruszyłam ramionami. Naprawdę, mój brat potrafi być męczący. Nie wiem, czy nie dociera do niego za pierwszym razem z jakichś powodów psychicznych, czy specjalnie robi mi na złość. Obstawiam obie opcje. Boże, ten człowiek jest moim bratem...
- Doceniam to, że chcesz mi pomóc. - burknęłam widząc smutną minę Stefana.
- To dlaczego tak agresywnie reagujesz, jak tylko wspominam o treningach?
- Bo nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu.
- Świnia...
- I ja ciebie też. - wzięłam laptopa i położyłam go sobie na kolanach. - Jeżeli to wszystko, to idź sobie już, chcę w spokoju korzystać z wolnego czasu.
Pogłaskał mnie po przedramieniu i ruszył ku drzwiom. Gdy je otworzył, usłyszałam mamę, jak woła mnie do pomocy. Stefan na odchodne pokazał mi język. Rzuciłam w niego poduszką, na co w progu zjawiła się mama.
- Stare konie, a zachowują się jak dzieci... - pokręciła głową. - Sara...
- Sratatata. - wszedł jej w słowo Steff. Zawsze tak mówił, gdy chciał mnie zdenerwować. Rzuciłam kolejną poduszką. Tym razem, oberwał prosto w twarz.
- Chcesz wycierać naczynia? - zapytała go mama ostrym tonem. Bąknął coś, że się śpieszy i wręcz wybiegł z mojego pokoju. - W takim razie ty mi pomożesz. Za minutkę widzę cię w kuchni.
I wyszła. Miałam ochotę ukręcić łeb bratu, że przerwał mi moją chwilę relaksu. Zamknęłam wszystkie otwarte strony i wyłączyłam laptopa. Wchodząc do kuchni, zauważyłam stertę mokrych naczyń, które zgodnie z umową miałam wytrzeć.
- Ale aż tyle?
Mama wybuchnęła śmiechem.
- Chciałam się zbuntować, by mężczyźni zrobili to za nas, ale jak widać nie wzięli sobie tego do serca, a ja nie mogłam już patrzeć na ten bałagan w zlewie.
Nadęłam policzki, wypuszczając powietrze ze świstem.
- Nie traćmy czasu. - powiedziałam, biorąc do rąk ściereczkę. Pracowałyśmy w milczeniu, przez jakiś czas. Przez otwarte okno dochodziły głosy taty i Stefana, którzy byli w trakcie majsterkowania przy samochodzie.
- To niesprawiedliwe, że oni tam się bawią, a my musimy zasuwać z naczyniami. - oburzyłam się.
- Tak to już z nimi jest... Są jak dzieci, tylko wyrośnięte. Do zabawi pierwsi, ale gdy trzeba zrobić coś w domu, momentalnie znikają. Z resztą... Wyjdziesz kiedyś za mąż, to zrozumiesz.
Skrzywiłam się.
- To ja chyba nie chcę tego zrozumieć.
- Teraz tak mówisz, ale gdy spotkasz tego swojego mężczyznę, to zobaczysz, że nawet te obowiązki domowe będą wyglądały inaczej.
- Powiedz jeszcze, że będą mi sprawiały przyjemność. - uniosłam brwi i zlustrowałam mamę z góry na dół. Ona, uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Wrócimy do tej rozmowy po twoim ślubie.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Między nami ponownie zaległa cisza. Chciałam jak najszybciej uwinąć się z naczyniami, by mieć jeszcze chwilę wolną.
- Stefan coś brzęczał o kupnie sprzętu dla ciebie. - odezwała się mama.
- Nie mogę mu przetłumaczyć, że hokejem będę zajmowała się dopiero, jak skończę szkołę i zdam egzaminy.
- Cieszę się, że tak dojrzale do tego podchodzisz. - pocałowała mnie w czubek głowy. - Nie myśl, że namawiam cię tak jak Stefan i reszta kadry, ale gdybyś tylko chciała, byłabyś w stanie wszystko ze sobą pogodzić. Twój brat by chyba pękł z dumy, gdyby jego siostrzyczka rozpoczęła karierę w Atomówkach.
Pokiwałam głową na boki. Oczywiście, że Steff byłby dumny. Miałby opinię nie tylko świetnego bramkarza, ale i łowcy talentów.
- Dobrze. - burknęłam, odkładając ostatni talerz na blat. - Niech wam będzie, przemyślę to jeszcze raz. Tylko uprzedzam, - podniosłam rękę z wyprostowanym wskazującym palcem. - że hokej pochłonie mnie do reszty i nie wiem, jak wypadną mi egzaminy.
- No, no bez takich. Poradzisz sobie ze wszystkim.
- Fajnie, że tyle osób we mnie wierzy. - przyznałam.
- To już powinien być dla ciebie wystarczający powód, by rozpocząć treningi. Nawet trener Sejba mówił Stefanowi, że chętnie zobaczyłby cię na swoich treningach. Przemyśl to.
Poukładałyśmy naczynia do szafek. Gdy wróciłam do pokoju, wzięłam do ręki telefon. Gdy podświetliłam ekran, ukazały się dwa powiadomienia. Pierwszy, brzmiał "Trzy nieodebrane połączenia od: Łukasz" a drugi "1 wiadomość tekstowa od: Łukasz". Otworzyłam sms-a i przeczytałam jego treść "Sara, czemu Ty nie odbierasz? Trzy razy próbowałem się do Ciebie dodzwonić. Co ze strojem? Rozmawiałaś z Olgą?". Pokręciłam głową i oddzwoniłam do kumpla. Odebrał szybko, po dwóch sygnałach.
- Naucz się nosić telefon przy sobie. - usłyszałam, zamiast zwykłego "cześć".
- Nie zrzędź. Jeszcze nie rozmawiałam z nią, ale może dziś ją nawiedzę. Musisz mi tylko powiedzieć kiedy dokładnie macie ten sparing.
- Za cztery dni, w sobotę.
- Dobra. Zobaczę, co da się zrobić i odezwę się.
- W takim razie czekam.
- Do usłyszenia.
Rozłączyłam się i napisałam sms-a do Olgi. Kiedy odpisała, że jest u siebie, zabrałam potrzebne rzeczy i wyszłam z domu.
- Cześć Sara, wchodź. - przywitała mnie całusem w policzek i wpuściła do mieszkania. Usiadłam na jednym z barowych krzeseł, które stały przy murku, oddzielającym kuchnię od salonu.
- Powiedz mi, planujesz na sobotę jakiś trening, albo mecz?
- Szykuje się jakaś impreza? - zapytała z rozbawieniem.
- Muszę cię rozczarować. Nie ma imprezy. Chciałam cię prosić, byś pożyczyła mi swój strój i kij.
Obróciła się w moją stronę, trzymając w rękach puszkę z kakao. Zrobiłam maślane oczy. Zarzuciła na plecy swoje rude włosy i jakby nigdy nic, wróciła do przygotowywania napoju.
- W moim pokoju jest szafa. Idź do niej i weź co potrzebujesz. Pod łóżkiem jest torba, spakuj do niej strój. - postawiła na gaz garnuszek z mlekiem. - Zadajesz głupie pytania. Przecież dobrze wiesz, że jak tylko go nie potrzebuję, możesz go pożyczyć.
- Dziękuję. Sokół mi nie chce dać spokoju. - pożaliłam się.
- Gracie w sobotę?
- Chłopcy mają sparing z Cracovią, pogram trochę w ramach rozgrzewki.
Pokiwała głową i gestem ręki zaprosiła mnie do salonu. Po chwili przyszła za mną, z dwoma kubkami kakao.
- Wpadnij kiedyś do nas na trening, chciałabym w końcu zobaczyć jak grasz. Dobrze by było, jakby do Atomówek dołączył ktoś świeży. Tym bardziej, że z tego co wiem interesuje cię pozycja napastnika, a jedna z nas, grająca na tej pozycji najprawdopodobniej nie przedłuży kontraktu z nami.
- Byłoby fajnie, jakbym mogła być taką Shannon Szabados, tyle, że nie na bramce. - rozmarzyłam się.
- Chciałabyś grać z facetami? - zdziwiła się.
- A co? Shannon mogła grać z Edmonton Oilers, to ja miałabym nie dać rady w GKS?
- Ja nic takiego nie powiedziałam. - odparła z uśmiechem i stuknęła swoim kubkiem w mój. Zajęłyśmy się piciem kakao i plotkowaniem na przeróżne tematy, jak na dwie kobiety przystało. Dobrze mi się z nią rozmawiało, mimo dzielącej nas różnicy wieku. Olga ma 25 lat, jest o rok młodsza od swojego chłopaka, Marcina Kolusza, który jest napastnikiem w drużynie Tyskiej. Można jej o wszystkim powiedzieć, zawsze służy radą.
- Chyba będę musiała ustalić cennik... - powiedziała tajemniczo. - Tak się składa, że końcówki moich włosów wołają o pomstę do nieba...
Wyszczerzyłam się.
- Umówimy się i doprowadzimy je do porządku.
Zrobiłam wstępne oględziny włosów Olgi. Później, jeszcze poplotkowałyśmy chwilę i wróciłam do siebie.
Pierwsze, co zrobiłam po przyjściu do domu, to włączenie laptopa. Szybko zalogowałam się na Twittera, bo w drodze powrotnej przypomniałam sobie, że dwa dni temu napisałam do Johna Dolmayana, perkusisty System Of A Down kilka słów. Gdy portal dopuścił mnie do konta, pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to moje zdjęcie profilowe, które kadrowy fotograf zrobił mi, gdy atakowałam bramkę. Szybko odnalazłam w osobach obserwowanych Johna. Poczułam uderzające gorąco i mocno tłukące w piersi serce. Nawet przez moment przestałam oddychać. Czułam się tak, jakbym dostała w momencie czterdziestostopniowej gorączki. A to wszystko dlatego, że na jego profilu były zamieszczone tweety oznajmiające, że dwie godziny temu przeglądał swój profil. Przewijałam stronę, ale nie znalazłam odpowiedzi na mój post. Westchnęłam smutno. No trudno - pomyślałam i jeszcze raz, niedbale przewinęłam stronę kółkiem w myszce. Wtedy, moją uwagę przykuł post, przed którym znajdował się mój login. Zdusiłam w sobie pisk i przeczytałam wiadomość. "Dziękuję za tyle ciepłych słów, Saro. Oczywiście przekazałem chłopakom Twoje pozdrowienia. Daron pozdrawia Cię szczególnie mocno, bo sam jest fanem hokeja, a Ty nawet grasz! :) Do zobaczenia na koncertach, lub meczach NHL. Wszystkiego dobrego. :) John". Z wrzaskiem wybiegłam z mojego pokoju i wskoczyłam w ramiona brata.
- Stefan! Odpisał mi! John mi odpisał! - piszczałam jak opętana i machałam w powietrzu nogami.
- No nie mów. - burknął, trzymając mnie mocno.
- Chodź zobacz, niedowiarku! - zeskoczyłam na ziemię i pociągnęłam go za rękę do mojego pokoju. Kiwnął z uznaniem głową, a ja zrobiłam minę w stylu internetowego mema "like a boss". Wybiegłam do salonu, by rodzice również dowiedzieli się o tej radosnej nowinie. Mama, by uczcić tą ważną dla mnie wiadomość, przygotowała dla wszystkich pyszne desery, które jedliśmy wspólnie, oglądając telewizję.
środa, 2 lipca 2014
Rozdział 1
Siedziałam
zaraz obok trenera i razem z nim obserwowałam sparingowy mecz pomiędzy GKSem
Tychy a Comarch Cracovią. Zawodnicy drużyny, w której gra mój brat Stefan,
czyli GKS radzili sobie niewiarygodnie dobrze. Popełniali bardzo mało fauli, a
i gra ciałem wychodziła im bardzo ładnie. Byłam dumna z chłopaków. Trener, Jiri
Sejba, również rósł z dumy widząc poczynania swoich podopiecznych.
Zaraz po zakończeniu pierwszej tercji, panowie opuścili lodowisko i udali się do szatni. Zabrałam z ławeczki torebkę i podreptałam za nimi.
Wchodząc do szatni drużyny Tyskiej, odszukałam wzrokiem mojego brata. Chciałam usiąść mu na kolanach, ale jego parkany uniemożliwiły mi to. Steffi posłał mi swój zadziorny uśmiech. Rozejrzałam się. Z żalem stwierdziłam, że zawodnicy zajęli wszystkie miejsca. Nawet trener nie miał gdzie usiąść. Pomyślałam, że muszę powiedzieć bratu, by zasugerował komu trzeba, że potrzebne są większe szatnie. W pewnym momencie moją uwagę przykuł mój i Stefana najlepszy przyjaciel, Kuba. Zasugerował mi klepnięciem się w kolana, że i dla mnie znajdzie się miejsce. Uśmiechnęłam się do niego, a Stefanowi pokazałam język.
Jestem szczęśliwa, że zostałam swego rodzaju maskotką drużyny. Bardzo polubiłam zawodników, oraz cały sztab szkoleniowy, z wzajemnością. Dzięki temu, mogę poznawać hokej „od zaplecza”. Zdarza mi się nawet zagrać z chłopakami. Najpierw, próbowałam swoich sił jako bramkarka, ale po jednym meczu doszłam do wniosku, że to nie dla mnie. Po jakimś czasie dotarło do mnie, że najlepiej czuję się na pozycji napastnika.
- Dobra, panowie cisza! – trener klasnął w ręce, by zwrócić na siebie uwagę drużyny. – Jestem pod wrażeniem waszych postępów, niemniej jednak jest kilka szczegółów, które musimy omówić.
Hokeiści chórem wydali z siebie żałosny jęk. Sejba zgromił spojrzeniem każdego z osobna.
- Łopuski! – zwrócił się do napastnika. - Masz coś do powiedzenia?
Pokręcił przecząco głową i całą uwagę skupił na swoich rękawicach.
- Akurat najwięcej uwag mam dziś do ciebie. – ciągnął trener. – Przypominasz sobie, jak kilka razy zamiast do bramki, waliłeś krążkiem po pleksi?
Mój brat uśmiechnął się głupkowato pod nosem. Wywołał tym cichy chichot między kilkoma zawodnikami. Szybko jednak pożałował swojego nadzwyczaj dobrego humoru.
- Zigardy! – ryknął. – Myślisz, że ja nie pamiętam, jak beznadziejnie puściłeś gola w piętnastej minucie?!
Schowałam się przed trenerem za Kubą i dyskretnie uśmiechnęłam się kpiąco do Stefana. Brat przebił mnie na wskroś spojrzeniem swoich błękitnych oczu.
Przez kolejne piętnaście minut, Jiri Sejba wymieniał popełnione błędy, tłumaczył, jak ich unikać, oraz zagrzewał do walki. W pewnym momencie, rozległo się pukanie do drzwi.
- Jiri, wracamy na lód! – usłyszeliśmy głos trenera „Pasów”, który tak samo jak Sejba, jest Czechem. Panowie chwilę później rozpoczęli drugą tercję spotkania, która od samego początku była o wiele bardziej dynamiczna niż pierwsza. Mikołaj, zamiast po pleksi, z ogromnym impetem wbijał krążek w bramkę Cracovii, natomiast mój brat całkowicie koncentrował się na grze. Tym sposobem, w drugiej tercji padły trzy gole dla Tychów, bez odpowiedzi ze strony Pasów.
Finalnie, spotkanie zakończyło się wynikiem 5:2 dla GKSu Tychy. Na koniec, zawodnicy obu drużyn uścisnęli sobie ręce i pogratulowali wzajemnie. Gdy chłopcy poszli się odświeżyć i przebrać, ja poczułam niemałą chęć na papierosa. Ubrałam się ciepło i wyszłam przed Stadion Zimowy. Zapaliłam papierosa i zaciągnęłam się mocno. Palę okazjonalnie. Szczególny głód nikotynowy odczuwam przy okazji dużych emocji. Tym razem, w moim umyśle dominowała duma. W końcu jestem siostrą najlepszego bramkarza drużyny Tyskiej. Nie myślę tak dlatego, że jest moją rodziną. Trener bardzo chwali Stefana, a statystyki mówią same za siebie. Wiadomo, zdarzają mu się błędy, jak każdemu, ale mimo to, pozostaje bramkarzem z największą skutecznością.
Wrzuciłam wypalonego papierosa w zalegającą za mną zaspę śnieżną. Obeszłam stadion i przykucnęłam przy wejściu głównym. Chwilę później, hokeiści zaczęli wychodzić. Nie było jednak wśród nich Steffiego. Zaczynałam się powoli niecierpliwić.
- Co tam, Sara? Nie zimno ci?
Zadarłam głowę. W osobie stojącej obok rozpoznałam Łukasza, grającego na pozycji obrońcy. Podniosłam się z kucek.
- Nie, da się wytrzymać. Widziałeś gdzieś Stefana?
- Za moment wyjdzie, przed chwilą pakował strój do torby. – odparł uśmiechając się. - Kiedy znów zagrasz z nami?
- Przy najbliższej możliwej okazji. – zapewniłam. – Też już stęskniłam się za usiłowaniem ominięcia cię przed bramką.
Zachichotaliśmy. Za każdym razem, gdy towarzyszyłam chłopakom na lodzie podczas rozgrzewki, Łukasz skutecznie uniemożliwiał mi wbicie krążka do bramki. Musiałam się nieźle nakombinować, by wyminąć skubańca.
- Przed tym towarzyskim meczem z Pasami pewnie jeszcze ze dwa razy się spotkamy. – powiedział. – Pogadaj z dziewczyną Kolusza, żeby ci pożyczyła strój, to się zmierzymy.
- Uważaj, bo ja czuję, że tym razem nie będę musiała objeżdżać bramki i strzelać z bekhendu, żeby ciebie i Stefana pokonać. – pogroziłam mu palcem. Uśmiechnął się rozbrajająco dając mi do zrozumienia, że nie pójdzie mi z nim tak łatwo. W końcu, ze stadionu wyszedł mój brat. Objęłam go za szyję i cmoknęłam w policzek.
- Gratuluję spartaczonej akcji w piętnastej minucie pierwszej tercji. – powiedziałam, imitując ton trenera Sejby. Łukasz parsknął śmiechem, zakrywając usta dłonią, a Steffi naciągnął mi czapkę na oczy.
- Nie podskakuj, bo będziesz do domu autobusem wracała. – odgryzł się. Pożegnaliśmy się z kumplem i oddaliliśmy się w kierunku samochodu.
Początkowo, jechaliśmy w milczeniu. Po jakichś pięciu minutach, odezwałam się jako pierwsza.
- Sokół mówił, żebym pożyczyła strój od dziewczyny Kolusza.
- Po co?
Westchnęłam ciężko, przewracając oczami.
- Bo idę na przesłuchanie do grupy baletowej. – zadrwiłam. – Chce ze mną zagrać przed waszym następnym sparingiem.
- Będę musiał porozmawiać z rodzicami, żeby zainwestowali w łyżwy, ochraniacze i kij dla ciebie. – odparł. – Jak na amatorkę, dobrze ci idzie. Pogadaj z Sejbą, niech cię podszkoli i próbuj sił w damskiej sekcji.
Prychnęłam pod nosem. Wizja grania na pozycji napastnika w „Atomówkach” była kusząca, ale nie byłam w stu procentach przekonana do tego. Zdecydowanie wolałam na razie pozostać przy tych pseudo meczach z chłopakami, granymi pół żartem, pół serio.
- Porozmawiamy o tym, jak skończę szkołę. – burknęłam.
- Ale na co czekać? Masz siedemnaście lat, musisz zacząć trenować pod kątem profesjonalnym, póki jeszcze jest czas. Wiesz ilu amatorów żałuje, że będąc w twoim wieku nie wzięli się za profesjonalny hokej?
Pokiwałam głową na znak, że zgadzam się z bratem. Miał sto procent racji również w tym, że moim marzeniem jest profesjonalna gra. Dzięki temu, że Stefan gra, od najmłodszych lat byłam związana z lodowiskiem. Ciągle zabierał mnie na łyżwy, później, tłumaczył przepisy obowiązujące w hokeju, prezentował, jak mają wyglądać pewne zagrania… Miłość do tego sportu zaszczepił we mnie właśnie Steffi.
- Ale jak ja mam pogodzić szkołę, praktyki, przyjaciół i treningi?
- Kup sobie kalendarz i starannie planuj każdy dzień. – odpowiedział uśmiechając się szeroko. – Poza tym, jesteś przecież siostrą mistrza Zigardiego i nie ma dla ciebie rzeczy niemożliwych.
Wyszczerzyłam się i pogłaskałam dłoń brata, która obecnie spoczywała na drążku skrzyni biegów. Serce rosło mi w piersi, gdy Steff podkreślał, jak bardzo we mnie wierzy.
Po dziesięciu minutach byliśmy w domu. Mama już czekała z gorącą zupą. Szybko umyliśmy ręce, zachlapując przy okazji pół łazienki i biegiem pognaliśmy do jadalni. Kiedy do naszych nozdrzy uderzył zapach pomidorowej, rzuciliśmy się wręcz do stołu. Mama z uśmiechem patrzyła, jak pałaszujemy obiad.
- Jak mecz? – odezwała się w końcu.
- Chłopcy dali z siebie wszystko. – powiedziałam, ubiegając Stefana. – Wygrali 5:2. Ogółem gra była bardzo ładna, mimo, że mistrz Zigardy puścił gola w tak idiotyczny sposób, że trener nie mógł uwierzyć w to, co widzi.
Szturchnął mnie w bok. Wzruszyłam ramionami i dokończyłam swoją porcję. Umyłam za sobą talerz i wróciłam do jadalni.
- Jakie macie plany na dziś?
- Ja idę na noc do Wiktorii. Właściwie, to muszę się powoli zbierać.
- A ty, Stefan?
- Nie wiem… - burknął. – Pewnie zostanę w domu i obejrzę jakiś film.
- Steffi już ma dość na dzisiaj. – wstałam od stołu i wyściskałam brata z całych sił. – Lecę się spakować i wychodzę.
Rzuciłam na łóżko sportową, zielono-czarno-czerwoną torbę z logiem GKSu i zaczęłam wrzucać do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Bieliznę, kosmetyczkę, ubrania, które założę jutro, oraz zeszyt z historii, który obiecałam pożyczyć przyjaciółce. Upewniając się, że zabrałam wszystko, zarzuciłam torbę na ramię i zbiegłam po schodach na dół. Żegnając się przelotnie z mamą i bratem, ubrałam się szybko i wyszłam z domu, po czym ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego.
Przytuliłam się na powitanie z Wiktorią. Poszłyśmy do jej pokoju, gdzie już czekały dwa kubki kawy i talerzyk z ciastkami.
- No widzę, że wzorowo się przygotowałaś na moje przyjście. - wyciągnęłam z torby zeszyt i podałam go przyjaciółce.
- Dziękuję. - odebrała go ode mnie. - Nie miałam innego wyjścia. Siadaj, i opowiadaj jakie masz plany na ferie?
- Jakie plany... - wzruszyłam ramionami. - W tym tygodniu chłopcy mają jeszcze jeden sparing z Cracovią. Sokół już mnie męczył, żebym załatwiła sobie strój i zagrała z nimi, w ramach rozgrzewki. A ty?
Zaraz po zakończeniu pierwszej tercji, panowie opuścili lodowisko i udali się do szatni. Zabrałam z ławeczki torebkę i podreptałam za nimi.
Wchodząc do szatni drużyny Tyskiej, odszukałam wzrokiem mojego brata. Chciałam usiąść mu na kolanach, ale jego parkany uniemożliwiły mi to. Steffi posłał mi swój zadziorny uśmiech. Rozejrzałam się. Z żalem stwierdziłam, że zawodnicy zajęli wszystkie miejsca. Nawet trener nie miał gdzie usiąść. Pomyślałam, że muszę powiedzieć bratu, by zasugerował komu trzeba, że potrzebne są większe szatnie. W pewnym momencie moją uwagę przykuł mój i Stefana najlepszy przyjaciel, Kuba. Zasugerował mi klepnięciem się w kolana, że i dla mnie znajdzie się miejsce. Uśmiechnęłam się do niego, a Stefanowi pokazałam język.
Jestem szczęśliwa, że zostałam swego rodzaju maskotką drużyny. Bardzo polubiłam zawodników, oraz cały sztab szkoleniowy, z wzajemnością. Dzięki temu, mogę poznawać hokej „od zaplecza”. Zdarza mi się nawet zagrać z chłopakami. Najpierw, próbowałam swoich sił jako bramkarka, ale po jednym meczu doszłam do wniosku, że to nie dla mnie. Po jakimś czasie dotarło do mnie, że najlepiej czuję się na pozycji napastnika.
- Dobra, panowie cisza! – trener klasnął w ręce, by zwrócić na siebie uwagę drużyny. – Jestem pod wrażeniem waszych postępów, niemniej jednak jest kilka szczegółów, które musimy omówić.
Hokeiści chórem wydali z siebie żałosny jęk. Sejba zgromił spojrzeniem każdego z osobna.
- Łopuski! – zwrócił się do napastnika. - Masz coś do powiedzenia?
Pokręcił przecząco głową i całą uwagę skupił na swoich rękawicach.
- Akurat najwięcej uwag mam dziś do ciebie. – ciągnął trener. – Przypominasz sobie, jak kilka razy zamiast do bramki, waliłeś krążkiem po pleksi?
Mój brat uśmiechnął się głupkowato pod nosem. Wywołał tym cichy chichot między kilkoma zawodnikami. Szybko jednak pożałował swojego nadzwyczaj dobrego humoru.
- Zigardy! – ryknął. – Myślisz, że ja nie pamiętam, jak beznadziejnie puściłeś gola w piętnastej minucie?!
Schowałam się przed trenerem za Kubą i dyskretnie uśmiechnęłam się kpiąco do Stefana. Brat przebił mnie na wskroś spojrzeniem swoich błękitnych oczu.
Przez kolejne piętnaście minut, Jiri Sejba wymieniał popełnione błędy, tłumaczył, jak ich unikać, oraz zagrzewał do walki. W pewnym momencie, rozległo się pukanie do drzwi.
- Jiri, wracamy na lód! – usłyszeliśmy głos trenera „Pasów”, który tak samo jak Sejba, jest Czechem. Panowie chwilę później rozpoczęli drugą tercję spotkania, która od samego początku była o wiele bardziej dynamiczna niż pierwsza. Mikołaj, zamiast po pleksi, z ogromnym impetem wbijał krążek w bramkę Cracovii, natomiast mój brat całkowicie koncentrował się na grze. Tym sposobem, w drugiej tercji padły trzy gole dla Tychów, bez odpowiedzi ze strony Pasów.
Finalnie, spotkanie zakończyło się wynikiem 5:2 dla GKSu Tychy. Na koniec, zawodnicy obu drużyn uścisnęli sobie ręce i pogratulowali wzajemnie. Gdy chłopcy poszli się odświeżyć i przebrać, ja poczułam niemałą chęć na papierosa. Ubrałam się ciepło i wyszłam przed Stadion Zimowy. Zapaliłam papierosa i zaciągnęłam się mocno. Palę okazjonalnie. Szczególny głód nikotynowy odczuwam przy okazji dużych emocji. Tym razem, w moim umyśle dominowała duma. W końcu jestem siostrą najlepszego bramkarza drużyny Tyskiej. Nie myślę tak dlatego, że jest moją rodziną. Trener bardzo chwali Stefana, a statystyki mówią same za siebie. Wiadomo, zdarzają mu się błędy, jak każdemu, ale mimo to, pozostaje bramkarzem z największą skutecznością.
Wrzuciłam wypalonego papierosa w zalegającą za mną zaspę śnieżną. Obeszłam stadion i przykucnęłam przy wejściu głównym. Chwilę później, hokeiści zaczęli wychodzić. Nie było jednak wśród nich Steffiego. Zaczynałam się powoli niecierpliwić.
- Co tam, Sara? Nie zimno ci?
Zadarłam głowę. W osobie stojącej obok rozpoznałam Łukasza, grającego na pozycji obrońcy. Podniosłam się z kucek.
- Nie, da się wytrzymać. Widziałeś gdzieś Stefana?
- Za moment wyjdzie, przed chwilą pakował strój do torby. – odparł uśmiechając się. - Kiedy znów zagrasz z nami?
- Przy najbliższej możliwej okazji. – zapewniłam. – Też już stęskniłam się za usiłowaniem ominięcia cię przed bramką.
Zachichotaliśmy. Za każdym razem, gdy towarzyszyłam chłopakom na lodzie podczas rozgrzewki, Łukasz skutecznie uniemożliwiał mi wbicie krążka do bramki. Musiałam się nieźle nakombinować, by wyminąć skubańca.
- Przed tym towarzyskim meczem z Pasami pewnie jeszcze ze dwa razy się spotkamy. – powiedział. – Pogadaj z dziewczyną Kolusza, żeby ci pożyczyła strój, to się zmierzymy.
- Uważaj, bo ja czuję, że tym razem nie będę musiała objeżdżać bramki i strzelać z bekhendu, żeby ciebie i Stefana pokonać. – pogroziłam mu palcem. Uśmiechnął się rozbrajająco dając mi do zrozumienia, że nie pójdzie mi z nim tak łatwo. W końcu, ze stadionu wyszedł mój brat. Objęłam go za szyję i cmoknęłam w policzek.
- Gratuluję spartaczonej akcji w piętnastej minucie pierwszej tercji. – powiedziałam, imitując ton trenera Sejby. Łukasz parsknął śmiechem, zakrywając usta dłonią, a Steffi naciągnął mi czapkę na oczy.
- Nie podskakuj, bo będziesz do domu autobusem wracała. – odgryzł się. Pożegnaliśmy się z kumplem i oddaliliśmy się w kierunku samochodu.
Początkowo, jechaliśmy w milczeniu. Po jakichś pięciu minutach, odezwałam się jako pierwsza.
- Sokół mówił, żebym pożyczyła strój od dziewczyny Kolusza.
- Po co?
Westchnęłam ciężko, przewracając oczami.
- Bo idę na przesłuchanie do grupy baletowej. – zadrwiłam. – Chce ze mną zagrać przed waszym następnym sparingiem.
- Będę musiał porozmawiać z rodzicami, żeby zainwestowali w łyżwy, ochraniacze i kij dla ciebie. – odparł. – Jak na amatorkę, dobrze ci idzie. Pogadaj z Sejbą, niech cię podszkoli i próbuj sił w damskiej sekcji.
Prychnęłam pod nosem. Wizja grania na pozycji napastnika w „Atomówkach” była kusząca, ale nie byłam w stu procentach przekonana do tego. Zdecydowanie wolałam na razie pozostać przy tych pseudo meczach z chłopakami, granymi pół żartem, pół serio.
- Porozmawiamy o tym, jak skończę szkołę. – burknęłam.
- Ale na co czekać? Masz siedemnaście lat, musisz zacząć trenować pod kątem profesjonalnym, póki jeszcze jest czas. Wiesz ilu amatorów żałuje, że będąc w twoim wieku nie wzięli się za profesjonalny hokej?
Pokiwałam głową na znak, że zgadzam się z bratem. Miał sto procent racji również w tym, że moim marzeniem jest profesjonalna gra. Dzięki temu, że Stefan gra, od najmłodszych lat byłam związana z lodowiskiem. Ciągle zabierał mnie na łyżwy, później, tłumaczył przepisy obowiązujące w hokeju, prezentował, jak mają wyglądać pewne zagrania… Miłość do tego sportu zaszczepił we mnie właśnie Steffi.
- Ale jak ja mam pogodzić szkołę, praktyki, przyjaciół i treningi?
- Kup sobie kalendarz i starannie planuj każdy dzień. – odpowiedział uśmiechając się szeroko. – Poza tym, jesteś przecież siostrą mistrza Zigardiego i nie ma dla ciebie rzeczy niemożliwych.
Wyszczerzyłam się i pogłaskałam dłoń brata, która obecnie spoczywała na drążku skrzyni biegów. Serce rosło mi w piersi, gdy Steff podkreślał, jak bardzo we mnie wierzy.
Po dziesięciu minutach byliśmy w domu. Mama już czekała z gorącą zupą. Szybko umyliśmy ręce, zachlapując przy okazji pół łazienki i biegiem pognaliśmy do jadalni. Kiedy do naszych nozdrzy uderzył zapach pomidorowej, rzuciliśmy się wręcz do stołu. Mama z uśmiechem patrzyła, jak pałaszujemy obiad.
- Jak mecz? – odezwała się w końcu.
- Chłopcy dali z siebie wszystko. – powiedziałam, ubiegając Stefana. – Wygrali 5:2. Ogółem gra była bardzo ładna, mimo, że mistrz Zigardy puścił gola w tak idiotyczny sposób, że trener nie mógł uwierzyć w to, co widzi.
Szturchnął mnie w bok. Wzruszyłam ramionami i dokończyłam swoją porcję. Umyłam za sobą talerz i wróciłam do jadalni.
- Jakie macie plany na dziś?
- Ja idę na noc do Wiktorii. Właściwie, to muszę się powoli zbierać.
- A ty, Stefan?
- Nie wiem… - burknął. – Pewnie zostanę w domu i obejrzę jakiś film.
- Steffi już ma dość na dzisiaj. – wstałam od stołu i wyściskałam brata z całych sił. – Lecę się spakować i wychodzę.
Rzuciłam na łóżko sportową, zielono-czarno-czerwoną torbę z logiem GKSu i zaczęłam wrzucać do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Bieliznę, kosmetyczkę, ubrania, które założę jutro, oraz zeszyt z historii, który obiecałam pożyczyć przyjaciółce. Upewniając się, że zabrałam wszystko, zarzuciłam torbę na ramię i zbiegłam po schodach na dół. Żegnając się przelotnie z mamą i bratem, ubrałam się szybko i wyszłam z domu, po czym ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego.
Przytuliłam się na powitanie z Wiktorią. Poszłyśmy do jej pokoju, gdzie już czekały dwa kubki kawy i talerzyk z ciastkami.
- No widzę, że wzorowo się przygotowałaś na moje przyjście. - wyciągnęłam z torby zeszyt i podałam go przyjaciółce.
- Dziękuję. - odebrała go ode mnie. - Nie miałam innego wyjścia. Siadaj, i opowiadaj jakie masz plany na ferie?
- Jakie plany... - wzruszyłam ramionami. - W tym tygodniu chłopcy mają jeszcze jeden sparing z Cracovią. Sokół już mnie męczył, żebym załatwiła sobie strój i zagrała z nimi, w ramach rozgrzewki. A ty?
- Rodzice chcą jechać na narty. Trzeba wykorzystać tydzień jak najlepiej, bo później praktyki... - skrzywiła się.
Nadęłam policzki. Praktyki... Jedynym ich plusem było to, że razem z Wiktorią pracujemy na tej samej zmianie. Dzięki temu lepiej znosimy osiem godzin w salonie.
Ja i Wiktoria jesteśmy do siebie podobne. Obie jesteśmy fankami sportów zimowych. Z tą drobną różnicą, że Wiking (bo tak wszyscy ją nazywają) kocha szaleć na nartach, natomiast ja, śmigać po lodowisku w pogoni za krążkiem. Gustujemy w podobnych filmach i muzyce i nie przepadamy za częstym strojeniem się w sukienki i buty na obcasie. Czasami się sprzeczamy, jednak nie potrafimy wytrzymać bez siebie dłużej, niż tydzień. Przeze mnie, moja przyjaciółka zaczyna coraz bardziej interesować się hokejem. Zaczyna rozumieć reguły, a jakiś czas temu dotarło do niej, na czym polega spalony.
Dziś, w większości rozmawiałyśmy na błahe tematy, oraz te dotyczące naszych praktyk zawodowych. Od czasu do czasu wplatałyśmy w rozmowę temat sportu. Dzieliłyśmy się swoimi osiągnięciami.
- Rosnę z dumy gdy widzę, jak instruktor wybałusza oczy widząc, jak sobie radzę na stoku. - powiedziała, uśmiechając się wesoło.
- Jestem z ciebie dumna. Z resztą jazdę na nartach masz we krwi, nic dziwnego, że tak szybko się uczysz.
- Przestań mi tak słodzić, bo się zarumienię. - zażartowała. - A tobie jak idzie?
- Chyba dobrze. - odparłam beznamiętnym tonem. - Stefan i Kuba namawiają mnie, żebym załatwiła sobie treningi z Sejbą i zainteresowała się sekcją żeńską.
- Sara w Tyskich "Atomówkach" - zachwyciła się. - Byłabym na każdym twoim meczu. Masz już wymarzoną pozycję? Bramkarz, obrońca czy napastnik?
- Zdecydowanie napastnik. - schrupałam ciastko. - Najpewniej czuję się na tej pozycji. Próbowałam stać na bramce i w obronie, ale jakoś to do mnie nie dotarło.
- To do ciebie coś w ogóle dociera?
Prychnęłam i spojrzałam na przyjaciółkę unosząc brwi. Uśmiechnęła się, marszcząc nos i dźgnęła mnie pod żebra. Udałam obrażoną, zadzierając głowę do góry. Wiktoria rozczochrała moje włosy.
- Co, długo jeszcze będziesz się dąsać?
- A masz jeszcze ciastka? - zapytałam, podając jej pusty talerzyk. Wybuchnęła śmiechem i odebrawszy go ode mnie, wyszła do kuchni, by ponownie zapełnić go przygotowanymi przez jej mamę ciastkami. Ja w tym czasie przeglądnęłam płyty Wikinga. Wyciągnęłam krążek Scars On Broadway. Umieściłam go w komputerze, podkręciłam głośność i już po chwili mogłyśmy wrócić do pogaduszek.
Nadęłam policzki. Praktyki... Jedynym ich plusem było to, że razem z Wiktorią pracujemy na tej samej zmianie. Dzięki temu lepiej znosimy osiem godzin w salonie.
Ja i Wiktoria jesteśmy do siebie podobne. Obie jesteśmy fankami sportów zimowych. Z tą drobną różnicą, że Wiking (bo tak wszyscy ją nazywają) kocha szaleć na nartach, natomiast ja, śmigać po lodowisku w pogoni za krążkiem. Gustujemy w podobnych filmach i muzyce i nie przepadamy za częstym strojeniem się w sukienki i buty na obcasie. Czasami się sprzeczamy, jednak nie potrafimy wytrzymać bez siebie dłużej, niż tydzień. Przeze mnie, moja przyjaciółka zaczyna coraz bardziej interesować się hokejem. Zaczyna rozumieć reguły, a jakiś czas temu dotarło do niej, na czym polega spalony.
Dziś, w większości rozmawiałyśmy na błahe tematy, oraz te dotyczące naszych praktyk zawodowych. Od czasu do czasu wplatałyśmy w rozmowę temat sportu. Dzieliłyśmy się swoimi osiągnięciami.
- Rosnę z dumy gdy widzę, jak instruktor wybałusza oczy widząc, jak sobie radzę na stoku. - powiedziała, uśmiechając się wesoło.
- Jestem z ciebie dumna. Z resztą jazdę na nartach masz we krwi, nic dziwnego, że tak szybko się uczysz.
- Przestań mi tak słodzić, bo się zarumienię. - zażartowała. - A tobie jak idzie?
- Chyba dobrze. - odparłam beznamiętnym tonem. - Stefan i Kuba namawiają mnie, żebym załatwiła sobie treningi z Sejbą i zainteresowała się sekcją żeńską.
- Sara w Tyskich "Atomówkach" - zachwyciła się. - Byłabym na każdym twoim meczu. Masz już wymarzoną pozycję? Bramkarz, obrońca czy napastnik?
- Zdecydowanie napastnik. - schrupałam ciastko. - Najpewniej czuję się na tej pozycji. Próbowałam stać na bramce i w obronie, ale jakoś to do mnie nie dotarło.
- To do ciebie coś w ogóle dociera?
Prychnęłam i spojrzałam na przyjaciółkę unosząc brwi. Uśmiechnęła się, marszcząc nos i dźgnęła mnie pod żebra. Udałam obrażoną, zadzierając głowę do góry. Wiktoria rozczochrała moje włosy.
- Co, długo jeszcze będziesz się dąsać?
- A masz jeszcze ciastka? - zapytałam, podając jej pusty talerzyk. Wybuchnęła śmiechem i odebrawszy go ode mnie, wyszła do kuchni, by ponownie zapełnić go przygotowanymi przez jej mamę ciastkami. Ja w tym czasie przeglądnęłam płyty Wikinga. Wyciągnęłam krążek Scars On Broadway. Umieściłam go w komputerze, podkręciłam głośność i już po chwili mogłyśmy wrócić do pogaduszek.
wtorek, 1 lipca 2014
Prolog
Mam na imię Sara, jestem siedemnastoletnią Tyszanką. Jestem w drugiej klasie zasadniczej szkoły zawodowej. Po zdanych egzaminach, będę wykwalifikowaną fryzjerką. Nie jestem pewna, czy swoją przyszłość zwiążę z tym zawodem, bo jest coś, co kocham o wiele, wiele bardziej. Tym "czymś" jest hokej. Jak to się stało, że zakochałam się akurat w tej dyscyplinie?
Moja mama zanim urodziła mnie, była żoną Czecha. Właśnie z nim zaszła w ciążę, której owocem jest mój starszy brat, Stefan. Kiedy Steffi miał trzy lata, mama rozwiodła się ze swoim mężem. Cztery lata później, wyszła ponownie za mąż, za mojego tatę. W tym samym roku, urodziłam się ja. Mój brat posiada podwójne obywatelstwo, oraz biegle włada zarówno językiem Czeskim, jak i Polskim. Nikt z nas nie wie, co stało się z ojcem Stefana. Rzekomo wyjechał do Włoch, za pracą.
Odkąd pamiętam, kiedy zaczynał się sezon na łyżwy, Stefan zabierał mnie na lodowisko. To on głaskał mnie po głowie i zapewniał, że wszystko będzie dobrze, gdy zaliczałam upadek za upadkiem. Po wielu próbach i morzu wylanych zarówno ze złości jak i ze śmiechu łez, w końcu opanowałam jazdę na łyżwach. Hokej pojawił się w moim życiu po raz pierwszy, gdy pewnego dnia zauważyłam, jak Stefan ogląda jakiś mecz w telewizji. Usiadłam wtedy obok niego i zaczęłam zadawać mnóstwo pytań. Steff, cierpliwie tłumaczył mi regułę, po regule, przepis, po przepisie. Zapytałam go, czy zabierze mnie kiedyś na mecz. Ku mojemu wielkiemu szczęściu, zgodził się.
Zanim jednak znalazłam się na meczu, wraz z bratem przyszłam na trening GKSu Tychy, gdzie Stefan jest bramkarzem. Przyprowadzał mnie tak często, że złapałam bardzo dobry kontakt z resztą hokeistów, oraz sztabem szkoleniowym.
Teraz, jestem już swego rodzaju częścią drużyny. Maskotką, jak mnie nazywa jeden z moich najlepszych kumpli z kadry, Kuba. Mało tego, coraz więcej osób nalega, bym kuła żelazo póki gorące i próbowała swoich sił w sekcji żeńskiej.
Czy mi się uda? Nie wiadomo, czas pokaże, jak potoczy się moja dalsza przygoda z hokejem.
Mój idol? Nie skłamię, jeśli powiem, że jest nim mój brat, Stefan Zigardy.
Moja mama zanim urodziła mnie, była żoną Czecha. Właśnie z nim zaszła w ciążę, której owocem jest mój starszy brat, Stefan. Kiedy Steffi miał trzy lata, mama rozwiodła się ze swoim mężem. Cztery lata później, wyszła ponownie za mąż, za mojego tatę. W tym samym roku, urodziłam się ja. Mój brat posiada podwójne obywatelstwo, oraz biegle włada zarówno językiem Czeskim, jak i Polskim. Nikt z nas nie wie, co stało się z ojcem Stefana. Rzekomo wyjechał do Włoch, za pracą.
Odkąd pamiętam, kiedy zaczynał się sezon na łyżwy, Stefan zabierał mnie na lodowisko. To on głaskał mnie po głowie i zapewniał, że wszystko będzie dobrze, gdy zaliczałam upadek za upadkiem. Po wielu próbach i morzu wylanych zarówno ze złości jak i ze śmiechu łez, w końcu opanowałam jazdę na łyżwach. Hokej pojawił się w moim życiu po raz pierwszy, gdy pewnego dnia zauważyłam, jak Stefan ogląda jakiś mecz w telewizji. Usiadłam wtedy obok niego i zaczęłam zadawać mnóstwo pytań. Steff, cierpliwie tłumaczył mi regułę, po regule, przepis, po przepisie. Zapytałam go, czy zabierze mnie kiedyś na mecz. Ku mojemu wielkiemu szczęściu, zgodził się.
Zanim jednak znalazłam się na meczu, wraz z bratem przyszłam na trening GKSu Tychy, gdzie Stefan jest bramkarzem. Przyprowadzał mnie tak często, że złapałam bardzo dobry kontakt z resztą hokeistów, oraz sztabem szkoleniowym.
Teraz, jestem już swego rodzaju częścią drużyny. Maskotką, jak mnie nazywa jeden z moich najlepszych kumpli z kadry, Kuba. Mało tego, coraz więcej osób nalega, bym kuła żelazo póki gorące i próbowała swoich sił w sekcji żeńskiej.
Czy mi się uda? Nie wiadomo, czas pokaże, jak potoczy się moja dalsza przygoda z hokejem.
Mój idol? Nie skłamię, jeśli powiem, że jest nim mój brat, Stefan Zigardy.
poniedziałek, 30 czerwca 2014
Notka powitalna :)
Tak, tak... Mezmerize rozpoczyna kolejny projekt. Postanowiłam tym razem wziąć na warsztat nie muzyków, tylko sportowców. A konkretniej hokeistów. :)
Hokej na lodzie, jest moim drugim po snookerze ulubionym sportem. O snookerzystach próbowałam już pisać, a o tych Panach goniących krążek po tafli lodowej nie. Dlaczego by nie spróbować? :)
Opowiadanie postanowiłam poświęcić drużynie GKS Tychy, bo zyskała moją szczególną sympatię. Jestem również pod wrażeniem Stefana Zigardiego, stąd jest on jednym z głównych bohaterów.
Nie wiem, czy coś wyjdzie z tego opowiadania. Chciałabym się w nie wciągnąć tak, jak w mój pierwszy, poważny blog, który nosił tytuł Hilf Mir.
Historia ta będzie opowiadała o Sarze, siedemnastoletniej dziewczynie zakochanej w zimowej dyscyplinie sportowej, jaką jest hokej na lodzie. Dzięki swojemu bratu, który jest notabene najlepszym bramkarzem w kadrze GKSu Tychy, może czynnie rozwijać swoją pasję. Chodzi do szkoły zawodowej i jest uczennicą w salonie fryzjerskim.
W opowiadaniu mamy rok 2013. Hokeiści zostali przeze mnie odmłodzeni, na potrzeby opowiadania. :)
Liczę na to, że prowadzenie tego bloga mi wypali, a pomysły będą do mnie walić "drzwiami i oknami" :)
Tymczasem kończę ten powitalny wpis. Niebawem powinien pojawić się prolog.
Pozdrawiam, ściskam i ślę całusy, Mezmerize. :*
Hokej na lodzie, jest moim drugim po snookerze ulubionym sportem. O snookerzystach próbowałam już pisać, a o tych Panach goniących krążek po tafli lodowej nie. Dlaczego by nie spróbować? :)
Opowiadanie postanowiłam poświęcić drużynie GKS Tychy, bo zyskała moją szczególną sympatię. Jestem również pod wrażeniem Stefana Zigardiego, stąd jest on jednym z głównych bohaterów.
Nie wiem, czy coś wyjdzie z tego opowiadania. Chciałabym się w nie wciągnąć tak, jak w mój pierwszy, poważny blog, który nosił tytuł Hilf Mir.
Historia ta będzie opowiadała o Sarze, siedemnastoletniej dziewczynie zakochanej w zimowej dyscyplinie sportowej, jaką jest hokej na lodzie. Dzięki swojemu bratu, który jest notabene najlepszym bramkarzem w kadrze GKSu Tychy, może czynnie rozwijać swoją pasję. Chodzi do szkoły zawodowej i jest uczennicą w salonie fryzjerskim.
W opowiadaniu mamy rok 2013. Hokeiści zostali przeze mnie odmłodzeni, na potrzeby opowiadania. :)
Liczę na to, że prowadzenie tego bloga mi wypali, a pomysły będą do mnie walić "drzwiami i oknami" :)
Tymczasem kończę ten powitalny wpis. Niebawem powinien pojawić się prolog.
Pozdrawiam, ściskam i ślę całusy, Mezmerize. :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)