Mam na imię Sara, jestem siedemnastoletnią Tyszanką. Jestem w drugiej klasie zasadniczej szkoły zawodowej. Po zdanych egzaminach, będę wykwalifikowaną fryzjerką. Nie jestem pewna, czy swoją przyszłość zwiążę z tym zawodem, bo jest coś, co kocham o wiele, wiele bardziej. Tym "czymś" jest hokej. Jak to się stało, że zakochałam się akurat w tej dyscyplinie?
Moja mama zanim urodziła mnie, była żoną Czecha. Właśnie z nim zaszła w ciążę, której owocem jest mój starszy brat, Stefan. Kiedy Steffi miał trzy lata, mama rozwiodła się ze swoim mężem. Cztery lata później, wyszła ponownie za mąż, za mojego tatę. W tym samym roku, urodziłam się ja. Mój brat posiada podwójne obywatelstwo, oraz biegle włada zarówno językiem Czeskim, jak i Polskim. Nikt z nas nie wie, co stało się z ojcem Stefana. Rzekomo wyjechał do Włoch, za pracą.
Odkąd pamiętam, kiedy zaczynał się sezon na łyżwy, Stefan zabierał mnie na lodowisko. To on głaskał mnie po głowie i zapewniał, że wszystko będzie dobrze, gdy zaliczałam upadek za upadkiem. Po wielu próbach i morzu wylanych zarówno ze złości jak i ze śmiechu łez, w końcu opanowałam jazdę na łyżwach. Hokej pojawił się w moim życiu po raz pierwszy, gdy pewnego dnia zauważyłam, jak Stefan ogląda jakiś mecz w telewizji. Usiadłam wtedy obok niego i zaczęłam zadawać mnóstwo pytań. Steff, cierpliwie tłumaczył mi regułę, po regule, przepis, po przepisie. Zapytałam go, czy zabierze mnie kiedyś na mecz. Ku mojemu wielkiemu szczęściu, zgodził się.
Zanim jednak znalazłam się na meczu, wraz z bratem przyszłam na trening GKSu Tychy, gdzie Stefan jest bramkarzem. Przyprowadzał mnie tak często, że złapałam bardzo dobry kontakt z resztą hokeistów, oraz sztabem szkoleniowym.
Teraz, jestem już swego rodzaju częścią drużyny. Maskotką, jak mnie nazywa jeden z moich najlepszych kumpli z kadry, Kuba. Mało tego, coraz więcej osób nalega, bym kuła żelazo póki gorące i próbowała swoich sił w sekcji żeńskiej.
Czy mi się uda? Nie wiadomo, czas pokaże, jak potoczy się moja dalsza przygoda z hokejem.
Mój idol? Nie skłamię, jeśli powiem, że jest nim mój brat, Stefan Zigardy.
jesteś okropna, tyle Ci powiem, a raczej napiszę :P
OdpowiedzUsuńnie będę gorsza, też se założę bloga o sportowcach, a co!
wracając do prologu, to mi narobiłaś takiego apetytu na to opowiadanie, że głowa mała. będę czekać cierpliwie na pierwszy rozdział :)
weny, weny i jeszcze raz weny :*