środa, 2 lipca 2014

Rozdział 1

   Siedziałam zaraz obok trenera i razem z nim obserwowałam sparingowy mecz pomiędzy GKSem Tychy a Comarch Cracovią. Zawodnicy drużyny, w której gra mój brat Stefan, czyli GKS radzili sobie niewiarygodnie dobrze. Popełniali bardzo mało fauli, a i gra ciałem wychodziła im bardzo ładnie. Byłam dumna z chłopaków. Trener, Jiri Sejba, również rósł z dumy widząc poczynania swoich podopiecznych.   
   Zaraz po zakończeniu pierwszej tercji, panowie opuścili lodowisko i udali się do szatni. Zabrałam z ławeczki torebkę i podreptałam za nimi.
   Wchodząc do szatni drużyny Tyskiej, odszukałam wzrokiem mojego brata. Chciałam usiąść mu na kolanach, ale jego parkany uniemożliwiły mi to. Steffi posłał mi swój zadziorny uśmiech. Rozejrzałam się. Z żalem stwierdziłam, że zawodnicy zajęli wszystkie miejsca. Nawet trener nie miał gdzie usiąść. Pomyślałam, że muszę powiedzieć bratu, by zasugerował komu trzeba, że potrzebne są większe szatnie. W pewnym momencie moją uwagę przykuł mój i Stefana najlepszy przyjaciel, Kuba. Zasugerował mi klepnięciem się w kolana, że i dla mnie znajdzie się miejsce. Uśmiechnęłam się do niego, a Stefanowi pokazałam język.
   Jestem szczęśliwa, że zostałam swego rodzaju maskotką drużyny. Bardzo polubiłam zawodników, oraz cały sztab szkoleniowy, z wzajemnością. Dzięki temu, mogę poznawać hokej „od zaplecza”. Zdarza mi się nawet zagrać z chłopakami. Najpierw, próbowałam swoich sił jako bramkarka, ale po jednym meczu doszłam do wniosku, że to nie dla mnie. Po jakimś czasie dotarło do mnie, że najlepiej czuję się na pozycji napastnika.
   - Dobra, panowie cisza! – trener klasnął w ręce, by zwrócić na siebie uwagę drużyny. – Jestem pod wrażeniem waszych postępów, niemniej jednak jest kilka szczegółów, które musimy omówić.
   Hokeiści chórem wydali z siebie żałosny jęk. Sejba zgromił spojrzeniem każdego z osobna.
   - Łopuski! – zwrócił się do napastnika. - Masz coś do powiedzenia?
   Pokręcił przecząco głową i całą uwagę skupił na swoich rękawicach.
   - Akurat najwięcej uwag mam dziś do ciebie. – ciągnął trener. – Przypominasz sobie, jak kilka razy zamiast do bramki, waliłeś krążkiem po pleksi?
   Mój brat uśmiechnął się głupkowato pod nosem. Wywołał tym cichy chichot między kilkoma zawodnikami. Szybko jednak pożałował swojego nadzwyczaj dobrego humoru.
   - Zigardy! – ryknął. – Myślisz, że ja nie pamiętam, jak beznadziejnie puściłeś gola w piętnastej minucie?!
   Schowałam się przed trenerem za Kubą i dyskretnie uśmiechnęłam się kpiąco do Stefana. Brat przebił mnie na wskroś spojrzeniem swoich błękitnych oczu.
   Przez kolejne piętnaście minut, Jiri Sejba wymieniał popełnione błędy, tłumaczył, jak ich unikać, oraz zagrzewał do walki. W pewnym momencie, rozległo się pukanie do drzwi.
   - Jiri, wracamy na lód! – usłyszeliśmy głos trenera „Pasów”, który tak samo jak Sejba, jest Czechem. Panowie chwilę później rozpoczęli drugą tercję spotkania, która od samego początku była o wiele bardziej dynamiczna niż pierwsza. Mikołaj, zamiast po pleksi, z ogromnym impetem wbijał krążek w bramkę Cracovii, natomiast mój brat całkowicie koncentrował się na grze. Tym sposobem, w drugiej tercji padły trzy gole dla Tychów, bez odpowiedzi ze strony Pasów.
   Finalnie, spotkanie zakończyło się wynikiem 5:2 dla GKSu Tychy. Na koniec, zawodnicy obu drużyn uścisnęli sobie ręce i pogratulowali wzajemnie. Gdy chłopcy poszli się odświeżyć i przebrać, ja poczułam niemałą chęć na papierosa. Ubrałam się ciepło i wyszłam przed Stadion Zimowy. Zapaliłam papierosa i zaciągnęłam się mocno. Palę okazjonalnie. Szczególny głód nikotynowy odczuwam przy okazji dużych emocji. Tym razem, w moim umyśle dominowała duma. W końcu jestem siostrą najlepszego bramkarza drużyny Tyskiej. Nie myślę tak dlatego, że jest moją rodziną. Trener bardzo chwali Stefana, a statystyki mówią same za siebie. Wiadomo, zdarzają mu się błędy, jak każdemu, ale mimo to, pozostaje bramkarzem z największą skutecznością.
   Wrzuciłam wypalonego papierosa w zalegającą za mną zaspę śnieżną. Obeszłam stadion i przykucnęłam przy wejściu głównym. Chwilę później, hokeiści zaczęli wychodzić. Nie było jednak wśród nich Steffiego. Zaczynałam się powoli niecierpliwić.
   - Co tam, Sara? Nie zimno ci?
   Zadarłam głowę. W osobie stojącej obok rozpoznałam Łukasza, grającego na pozycji obrońcy. Podniosłam się z kucek.
   - Nie, da się wytrzymać. Widziałeś gdzieś Stefana?
   - Za moment wyjdzie, przed chwilą pakował strój do torby. – odparł uśmiechając się. - Kiedy znów zagrasz z nami?
   - Przy najbliższej możliwej okazji. – zapewniłam. – Też już stęskniłam się za usiłowaniem ominięcia cię przed bramką.
   Zachichotaliśmy. Za każdym razem, gdy towarzyszyłam chłopakom na lodzie podczas rozgrzewki, Łukasz skutecznie uniemożliwiał mi wbicie krążka do bramki. Musiałam się nieźle nakombinować, by wyminąć skubańca.
   - Przed tym towarzyskim meczem z Pasami pewnie jeszcze ze dwa razy się spotkamy. – powiedział. – Pogadaj z dziewczyną Kolusza, żeby ci pożyczyła strój, to się zmierzymy.
   - Uważaj, bo ja czuję, że tym razem nie będę musiała objeżdżać bramki i strzelać z bekhendu, żeby ciebie i Stefana pokonać. – pogroziłam mu palcem. Uśmiechnął się rozbrajająco dając mi do zrozumienia, że nie pójdzie mi z nim tak łatwo. W końcu, ze stadionu wyszedł mój brat. Objęłam go za szyję i cmoknęłam w policzek.
   - Gratuluję spartaczonej akcji w piętnastej minucie pierwszej tercji. – powiedziałam, imitując ton trenera Sejby. Łukasz parsknął śmiechem, zakrywając usta dłonią, a Steffi naciągnął mi czapkę na oczy.
   - Nie podskakuj, bo będziesz do domu autobusem wracała. – odgryzł się. Pożegnaliśmy się z kumplem i oddaliliśmy się w kierunku samochodu.
   Początkowo, jechaliśmy w milczeniu. Po jakichś pięciu minutach, odezwałam się jako pierwsza.
   - Sokół mówił, żebym pożyczyła strój od dziewczyny Kolusza.
   - Po co?
   Westchnęłam ciężko, przewracając oczami.
   - Bo idę na przesłuchanie do grupy baletowej. – zadrwiłam. – Chce ze mną zagrać przed waszym następnym sparingiem.
   - Będę musiał porozmawiać z rodzicami, żeby zainwestowali w łyżwy, ochraniacze i kij dla ciebie. – odparł. – Jak na amatorkę, dobrze ci idzie. Pogadaj z Sejbą, niech cię podszkoli i próbuj sił w damskiej sekcji.
   Prychnęłam pod nosem. Wizja grania na pozycji napastnika w „Atomówkach” była kusząca, ale nie byłam w stu procentach przekonana do tego. Zdecydowanie wolałam na razie pozostać przy tych pseudo meczach z chłopakami, granymi pół żartem, pół serio.
   - Porozmawiamy o tym, jak skończę szkołę. – burknęłam.
   - Ale na co czekać? Masz siedemnaście lat, musisz zacząć trenować pod kątem profesjonalnym, póki jeszcze jest czas. Wiesz ilu amatorów żałuje, że będąc w twoim wieku nie wzięli się za profesjonalny hokej?
   Pokiwałam głową na znak, że zgadzam się z bratem. Miał sto procent racji również w tym, że moim marzeniem jest profesjonalna gra. Dzięki temu, że Stefan gra, od najmłodszych lat byłam związana z lodowiskiem. Ciągle zabierał mnie na łyżwy, później, tłumaczył przepisy obowiązujące w hokeju, prezentował, jak mają wyglądać pewne zagrania… Miłość do tego sportu zaszczepił we mnie właśnie Steffi.
   - Ale jak ja mam pogodzić szkołę, praktyki, przyjaciół i treningi?
   - Kup sobie kalendarz i starannie planuj każdy dzień. – odpowiedział uśmiechając się szeroko. – Poza tym, jesteś przecież siostrą mistrza Zigardiego i nie ma dla ciebie rzeczy niemożliwych.
   Wyszczerzyłam się i pogłaskałam dłoń brata, która obecnie spoczywała na drążku skrzyni biegów. Serce rosło mi w piersi, gdy Steff podkreślał, jak bardzo we mnie wierzy.
   Po dziesięciu minutach byliśmy w domu. Mama już czekała z gorącą zupą. Szybko umyliśmy ręce, zachlapując przy okazji pół łazienki i biegiem pognaliśmy do jadalni. Kiedy do naszych nozdrzy uderzył zapach pomidorowej, rzuciliśmy się wręcz do stołu. Mama z uśmiechem patrzyła, jak pałaszujemy obiad.
   - Jak mecz? – odezwała się w końcu.
   - Chłopcy dali z siebie wszystko. – powiedziałam, ubiegając Stefana. – Wygrali 5:2. Ogółem gra była bardzo ładna, mimo, że mistrz Zigardy puścił gola w tak idiotyczny sposób, że trener nie mógł uwierzyć w to, co widzi.
   Szturchnął mnie w bok. Wzruszyłam ramionami i dokończyłam swoją porcję. Umyłam za sobą talerz i wróciłam do jadalni.
   - Jakie macie plany na dziś?
   - Ja idę na noc do Wiktorii. Właściwie, to muszę się powoli zbierać.
   - A ty, Stefan?
   - Nie wiem… - burknął. – Pewnie zostanę w domu i obejrzę jakiś film.
   - Steffi już ma dość na dzisiaj. – wstałam od stołu i wyściskałam brata z całych sił. – Lecę się spakować i wychodzę.
   Rzuciłam na łóżko sportową, zielono-czarno-czerwoną torbę z logiem GKSu i zaczęłam wrzucać do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Bieliznę, kosmetyczkę, ubrania, które założę jutro, oraz zeszyt z historii, który obiecałam pożyczyć przyjaciółce. Upewniając się, że zabrałam wszystko, zarzuciłam torbę na ramię i zbiegłam po schodach na dół.  Żegnając się przelotnie z mamą i bratem, ubrałam się szybko i wyszłam z domu, po czym ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego. 


   Przytuliłam się na powitanie z Wiktorią. Poszłyśmy do jej pokoju, gdzie już czekały dwa kubki kawy i talerzyk z ciastkami.
   - No widzę, że wzorowo się przygotowałaś na moje przyjście. - wyciągnęłam z torby zeszyt i podałam go przyjaciółce.
   - Dziękuję. - odebrała go ode mnie. - Nie miałam innego wyjścia. Siadaj, i opowiadaj jakie masz plany na ferie?
   - Jakie plany... - wzruszyłam ramionami. - W tym tygodniu chłopcy mają jeszcze jeden sparing z Cracovią. Sokół już mnie męczył, żebym załatwiła sobie strój i zagrała z nimi, w ramach rozgrzewki. A ty?
   - Rodzice chcą jechać na narty. Trzeba wykorzystać tydzień jak najlepiej, bo później praktyki... - skrzywiła się. 
   Nadęłam policzki. Praktyki... Jedynym ich plusem było to, że razem z Wiktorią pracujemy na tej samej zmianie. Dzięki temu lepiej znosimy osiem godzin w salonie.
   Ja i Wiktoria jesteśmy do siebie podobne. Obie jesteśmy fankami sportów zimowych. Z tą drobną różnicą, że Wiking (bo tak wszyscy ją nazywają) kocha szaleć na nartach, natomiast ja, śmigać po lodowisku w pogoni za krążkiem. Gustujemy w podobnych filmach i muzyce i nie przepadamy za częstym strojeniem się w sukienki i buty na obcasie. Czasami się sprzeczamy, jednak nie potrafimy wytrzymać bez siebie dłużej, niż tydzień. Przeze mnie, moja przyjaciółka zaczyna coraz bardziej interesować się hokejem. Zaczyna rozumieć reguły, a jakiś czas temu dotarło do niej, na czym polega spalony. 
   Dziś, w większości rozmawiałyśmy na błahe tematy, oraz te dotyczące naszych praktyk zawodowych. Od czasu do czasu wplatałyśmy w rozmowę temat sportu. Dzieliłyśmy się swoimi osiągnięciami. 
   - Rosnę z dumy gdy widzę, jak instruktor wybałusza oczy widząc, jak sobie radzę na stoku. - powiedziała, uśmiechając się wesoło.
   - Jestem z ciebie dumna. Z resztą jazdę na nartach masz we krwi, nic dziwnego, że tak szybko się uczysz.
   - Przestań mi tak słodzić, bo się zarumienię. - zażartowała. - A tobie jak idzie?
   - Chyba dobrze. - odparłam beznamiętnym tonem. - Stefan i Kuba namawiają mnie, żebym załatwiła sobie treningi z Sejbą i zainteresowała się sekcją żeńską.
   - Sara w Tyskich "Atomówkach" - zachwyciła się. - Byłabym na każdym twoim meczu. Masz już wymarzoną pozycję? Bramkarz, obrońca czy napastnik?
   - Zdecydowanie napastnik. - schrupałam ciastko. - Najpewniej czuję się na tej pozycji. Próbowałam stać na bramce i w obronie, ale jakoś to do mnie nie dotarło.
   - To do ciebie coś w ogóle dociera?
   Prychnęłam i spojrzałam na przyjaciółkę unosząc brwi. Uśmiechnęła się, marszcząc nos i dźgnęła mnie pod żebra. Udałam obrażoną, zadzierając głowę do góry. Wiktoria rozczochrała moje włosy.
   - Co, długo jeszcze będziesz się dąsać?
   - A masz jeszcze ciastka? - zapytałam, podając jej pusty talerzyk. Wybuchnęła śmiechem i odebrawszy go ode mnie, wyszła do kuchni, by ponownie zapełnić go przygotowanymi przez jej mamę ciastkami. Ja w tym czasie przeglądnęłam płyty Wikinga. Wyciągnęłam krążek Scars On Broadway. Umieściłam go w komputerze, podkręciłam głośność i już po chwili mogłyśmy wrócić do pogaduszek.

1 komentarz:

  1. "pjerfszy roździał"

    nie wiem, co napisać... nie lubię tego uczucia, gdy po przeczytaniu rozdziału nie wiem, co napisać ;-;

    w miarę jak akcja się rozkręci to będę mieć dużo do napisania :) póki co mogę napisać, że cholernie ciekawią mnie losy Sary i już nie mogę się doczekać następnych odcinków.

    Scars on Broadway <3 widzę, że nie mogłaś się powstrzymać, hehe xD

    nie wiem, co bym tutaj mogła jeszcze napisać...

    z niecierpliwością czekam na drugi rozdział.

    weny, weny i jeszcze raz weny :*

    OdpowiedzUsuń